Rozmowy nie na temat

Budzet do 5 milionów Szybka mi sie zbila

napisał   maj 19, 2025 21:06

Człowiek znajdzie piękny opis, zdania złożone, bogate słownictwo i zaczyna rozmowę... Czar pryska, odpowiedzi zdawkowe, zwykle jednowyrazowe. Zaczynam myśleć, że to jakaś kolezanka opis napisała, bo autorstwo właścicielki profilu jest wątpliwie. Ktoś rozwikła tą zagadkę?

napisał   maj 19, 2025 15:57

[On] Był piękny. Nawet bardzo. Nie chodziło tylko o rysy twarzy, ale o tę staranność w każdym szczególe. Włosy, które układały się jak z reklamy szamponu, garnitury szyte na miarę, zapach drogich perfum zostający w powietrzu dłużej niż rozmowy z nim. Żył jak z katalogu dla mężczyzn sukcesu. Firma działała stabilnie, inwestycje przynosiły zyski, a nawet jeśli rynek czasem drżał, on zawsze utrzymywał się na powierzchni. Z pozoru — niezniszczalny. A jednak w tej doskonałości było coś... martwego. Dom miał. Żonę miał. Dzieci również. Gdy mówił o nich publicznie, padały słowa „kocha”, „najważniejsze”, „duma”. Ale w tych słowach był chłód. Jakby mówił o dobrze zarządzanej spółce, nie o ludziach. Nie rozumiał, dlaczego żona odeszła. Przecież miał wszystko. Dawał jej wszystko. Dom, luksus, prestiż. Z zazdrością spoglądały na nią jej koleżanki. A jednak — odeszła. „To jej wina” — powtarzał jak mantrę. — „Nie umiała docenić. Nie wystarczyło jej to, co miała.” Nie widział siebie, gdy wracał do domu w ciszy, wpatrzony w niebieski ekran telefonu. Gdy był ciałem obecny, ale duchem — jakby przebywał gdzieś w innym świecie, gdzie czekała kolejna transakcja, kolejna prezentacja, kolejna potwierdzająca jego wartość wiadomość. Nie słuchał. Nie rozmawiał. Milczał w zbroi z perfekcji. Po rozwodzie postanowił jeszcze mocniej szlifować wizerunek. Teraz był nie tylko mężczyzną sukcesu — był też „prawdziwym ojcem”, „mężem stanu”, „facetem z wartościami”. Mówił o Bogu, o rodzinie, o Ojczyźnie. Brał udział w internetowych dyskusjach, udostępniał cytaty z Ewangelii i opowiadał o „prawdziwej męskości”. Wszystko grało. Było wzorcowo. Na zewnątrz. Ale w weekend... W weekend otwierał swoją tajemną przestrzeń. Logował się na anonimowym profilu, z którego wybierał kobiety jak próbki materiałów. Ta zbyt szara. Tamta zbyt emocjonalna. Jeszcze inna — nie pasowała do jego garnituru. Musiała być idealna. Piękna, inteligentna, dostępna. Idealnie dopasowana do jego wyobrażeń. A potem? Potem obiecywał spotkania. Snuł opowieści o złamanym sercu. Grał rolę skrzywdzonego przez los męża. I gdy rozmowa mu się nudziła, znikał. Bez słowa. Bez refleksji. Tylko kliknięcie — wyloguj, usuń, zapomnij. I w poniedziałek znów stawał się idealny. Czysta koszula. Lśniące buty. Ułożony włos. Profil na LinkedIn — aktywny. Profil emocji — wygaszony. Ale coś zaczęło pękać. Niekiedy, w lustrze, zamiast siebie — widział kogoś obcego. Kogoś, kto przypominał mu chłopca sprzed lat. Tego, który marzył o prawdziwej miłości, o domu, w którym będzie ciepło, a nie tylko schludnie. Tego, który nie wiedział jeszcze, że sukces można kupić, ale bliskości — nigdy. ["Zza zasłon perfekcji"-Żona] Na zdjęciach byli piękni. On – w idealnie skrojonym garniturze, z uśmiechem wytrenowanym do błysku flesza. Ona – obok, z wyprostowaną postawą, jakby z automatu. Zdjęcia z bankietów, z podróży słuŻowych, rodzinnych świąt. Na zdjęciach – wszystko się zgadzało. Ale zdjęcia nie mają dźwięku. Nie oddają ciszy, która potrafi krzyczeć. Gdy się poznali, naprawdę w niego wierzyła. Miał w sobie coś, co przyciągało – siłę, ambicję, wizję. Obiecywał świat. I przez jakiś czas faktycznie był ten świat – dom z ogrodem, dzieci w najlepszych szkołach, wakacje tam, gdzie inni tylko marzyli. Ale z każdym kolejnym sukcesem on gdzieś znikał. Tak, był obecny fizycznie – w salonie, przy stole, w sypialni. Ale nie duchem. Nie sercem. Z czasem nauczyła się nie pytać. Bo każde „jak minął dzień?” kończyło się wzrokiem wbitym w ekran. Każde „porozmawiajmy” spotykało się z westchnieniem zmęczenia. Miał czas na firmę. Miał czas na przemowy. Na ludzi, którzy go oklaskiwali. Ale dla niej – miał już tylko resztki. Zaczęła się czuć jak przedmiot w jego katalogu sukcesu. Elegancka żona, do pokazania przy okazjach. Nigdy jednak do wysłuchania. Nigdy do zrozumienia. A gdy w końcu powiedziała: „Nie chcę już tak żyć” — spojrzał na nią jak na kogoś, kto zakłóca plan, psuje wizerunek. Potem była już tylko wojna. Wojna o to, kto zawinił. On – z podniesioną głową, wszędzie powtarzał, że to jej ambicje, jej niewdzięczność, jej fochy. Że on dawał wszystko. Że to ona zburzyła dom. Ale nikt nie wiedział, że ten dom już dawno był pusty. Nikt nie wiedział, że zanim odeszła, przez lata trwała w czymś, co bolało bardziej niż samotność – w życiu obok człowieka, który kochał tylko siebie. Po rozwodzie obserwowała go z dystansu. Jak błyszczał jeszcze mocniej. Jak przywdziewał nowe role – taty roku, katolika, patrioty, eksperta od moralności. Ale ona już wiedziała, że to tylko teatr. Bo znała też jego weekendowe milczenia. Znała jego spojrzenie, gdy kłamał, że musi popracować, a potem siedział godzinami w sieci, szukając kobiet, jakby były przedmiotami do przymierzenia. Dzieci? One widziały więcej, niż myślał. Może nie od razu rozumiały, ale czuły. Czuły chłód. Czuły napięcie. I choć starał się być „niedzielnym bohaterem” — dla nich i tak ważniejsze były rozmowy z mamą przy kolacji niż jego luksusowe weekendy. Dziś ona już nie musi udowadniać nic. Nie musi być „żoną kogoś”. Jest kobietą, która przeszła przez cichy rozpad i wyszła z niego z sercem nie ze stali – lecz z odwagi. ["Między nimi był ekran"-Syn] W dzieciństwie często rysowałem domy. Takie z dymem z komina, słońcem w rogu kartki i uśmiechniętymi ludzikami. Mama w sukience. Tata z teczką. I ja — pośrodku. Wtedy jeszcze wierzyłem, że wszystko tak właśnie wygląda. Ale z czasem zauważyłem, że w prawdziwym domu nie ma dymu z komina — bo nikt tu nie palił w kominku. Że słońce świeciło tylko na zewnątrz, a w środku bywało zimno, choć grzejniki chodziły pełną parą. I że te uśmiechy... były tylko na zdjęciach. Pamiętam ojca. Zawsze pachniał dobrze, mówił dobrze i wyglądał tak, że koleżanki mamy szeptały coś do siebie, gdy się pojawiał. Ale nie pamiętam, żeby siadał ze mną na dywanie i układał Lego. Nie pamiętam rozmów. Pamiętam milczenie. Takie, które wbijało się w pokój jak klin. I ten ekran. Wiecznie włączony. Błękitny blask na jego twarzy był naszym wieczornym światłem. Kiedy mama płakała — robiła to po cichu. Myślała, że nie słyszę. Ale dziecko zawsze słyszy. Nawet jeśli nie rozumie słów, rozpoznaje smutek. A potem wybuchło. Rozstanie. Rozpad. Rozmowy w szeptach, walizki w przedpokoju, puste spojrzenia. Mama się spakowała, my z nią. Ojciec wtedy pierwszy raz zapytał: „Ale dlaczego?” Patrzyłem na niego z czymś w rodzaju żalu. Nie dlatego, że odchodzimy. Tylko dlatego, że naprawdę nie wiedział. Po latach obserwowałem go z oddali. W internecie był wzorem — pisał o wartościach, rodzinie, miłości. I tylko ja wiedziałem, że nie umiał przytulić własnego syna bez skrępowania. Że na „kocham” reagował jak na prezentację — z opóźnieniem, formalnie, mechanicznie. Dzwonił. Czasem. Głównie wtedy, gdy trzeba było zrobić zdjęcie z dzieckiem na Facebooka. Przesyłał prezenty. Ale nie umiał zapytać: „Jak się czujesz?” Tak szczerze. Bez maski. Dziś jestem dorosły. Mój dom nie ma idealnego salonu ani luksusowych mebli. Ale wieczorami siadam z córką na podłodze. Rozmawiamy. I kiedy patrzę jej w oczy, wiem jedno: nigdy nie pozwolę, by między nami był tylko ekran.

napisał   maj 19, 2025 15:56

Na ratunek i odtrutkę :) Przyznam, że mam fazę na INXS ostatnio za sprawą mojej lepszej połowy ;)

Dobra muza łagodzi obyczaje :)
napisał   maj 19, 2025 12:15

Bolą mnie wszystkie mięśnie, ale przynajmniej zdobyłem wszystkie medale 😃

napisał   maj 19, 2025 11:27

Zaraz będę się bawił w lucyferianizm na jedno-rękim bandycie 😆 ale pierw witaminy

napisał   maj 19, 2025 11:17

XD

napisał   maj 19, 2025 10:59

Czeka nas tydzień lata, więc ściągamy co tam mamy i jak to pisała Michalina Wisłocka, opalamy się na równo. Choć czy jasne plamy nie są seksowne? Hmm to już nie wiem ,ściągać czy nie, oto jest pytanie.

napisał   maj 19, 2025 08:37

IDZIE CIEPŁO bo wczoraj po dużej przerwie obudził się we mnie romantyk i aktywowałem Plusko a tu widzę nic się nie zmieniło nadal wszyscy tworzą literaturę fantastyczno~Romantyczną może jakiś konkurs by się zrobiło przed wyjazdami na urlopy.

Bye

napisał   maj 19, 2025 04:23

10/10

napisał   maj 19, 2025 04:04

jak łomża perłę

napisał   maj 19, 2025 03:04

Mmmmm

napisał   maj 19, 2025 03:00

Spiralę 😜

napisał   maj 19, 2025 02:59

Już odjeżdżam 🤪😋😋😋😋😋

napisał   maj 19, 2025 02:37

licking 👅

napisał   maj 19, 2025 02:03

ever

napisał   maj 19, 2025 01:41

muua 😘

napisał   maj 19, 2025 00:57

Był raz mężczyzna. Nie byle jaki – miał wszystko: wygląd, gadkę, pewność siebie. A przynajmniej tak myślał. Codziennie siadał wieczorem przed ekranem. Otwierał aplikację randkową – tę z czerwoną ikonką, gdzie zdjęcia ciał mówiły więcej niż jakiekolwiek słowo. Portal, gdzie nikt nie szukał duszy. Gdzie wszystko było proste: klik – ona jest, klik – ona znika. Seks, emocje, namiętność – wszystko niby na wyciągnięcie ręki. I on to kochał. Żył tym. Przewijał palcem jak wygłodniały wilk szukający mięsa. Piękne twarze, pełne usta, ciasne sukienki, sugestywne opisy. Jak na targu. Jak w rzeźni. Ale każda z nich była tylko... chwilą. Pisał, podrywał, rzucał dwuznaczne komentarze. Był mistrzem gier, wirtuozem wrażeń. "Złowił" ich setki, tysiące. Zdobył zaufanie, emocje, czasem zdjęcie. Czasem więcej. Ale gdy przychodził moment spotkania – uciekał. – Jeszcze nie ta. Jeszcze poczekam. Może jutro. Może tamta nowa. Może lepsza. Zawsze lepsza. Mijały tygodnie. Miesiące. Lata. Z każdą rozmową, z każdym zdjęciem jego głód rósł, ale nie był to głód ciała. To był głód bliskości, którego nie umiał już nawet rozpoznać. Zamieniał kobiety w towar. Oceniał je jak dania w menu: ta zbyt łatwa, ta zbyt wymagająca, ta zbyt poważna, tamta za bardzo chce. I tak naprawdę żadnej nie widział jako człowieka. Nigdy się z żadną nie spotkał. Aż któregoś wieczoru, znów wpatrzony w ekran, w oświetleniu błękitnej poświaty, pośród setek rozmów, które nigdy nic nie znaczyły, telefon wypadł mu z ręki. Zdechł. Nie z braku kobiet. Umarł z braku odwagi. Z pragnienia, którego nigdy nie umiał zaspokoić, bo zamiast serca miał lustro – i sam w nim się gubił. Znaleziono go samotnie, z odblokowanym ekranem. Ostatnia wiadomość: „Jesteś zajebi*, ale nie wiem, czy się spotkamy. Może innym razem.”** Już nie było innego razu. Na jego nagrobku nikt nie zapalił znicza. Bo żadna z tych kobiet nawet nie wiedziała, że istniał naprawdę.

napisał   maj 19, 2025 00:15

Wyniki exit-poll na to wskazują.

Resecik ...
napisał   maj 18, 2025 22:51