Agnieszka nie wierzyła w nadprzyrodzone rzeczy.

Dawno temu nauczyła się, żeby nie igrać ze swoją dziewczyną, jeśli chodzi o astrologię. W końcu to czysta zabawa, nikt przecież nie wierzy w te bzdury. W każdym razie tak się jej wydawało. Czasami monologi pewnych ludzi na temat ułożenia planet mogły trwać godzinami, więc ciężko było powiedzieć. 

Jednak w tym przypadku nawet najbardziej stoicka, cierpliwa osoba, mogłaby poczuć dreszcz. 

Aga właśnie skończyła wspinaczkę na zbocze i nie musiała się już przejmować potknięciem o niestabilne, ruchome kamienie. Skierowała latarkę w górę, a jej promień padł pomiędzy krzewy i gałęzie, na wielki głaz. Widocznie stał tam od stuleci, smagany wiatrem, niewzruszony. Na nim przybito małą, zaniedbaną tabliczkę, która wyjaśniała odwiedzającym to, czego Aga dowiedziała się przed wyruszeniem na wyprawę. 

Kaplicę zbudowano w czasach kolonialnych, z wielkimi ambicjami żeby przypominała stylem wielkie europejskie katedry. Z czasem zorientowano się że to wymaga ogromnego nakładu pracy i pieniędzy, więc poprzestano na czymś mniejszym i praktyczniejszym. Wszystko co z niej pozostało to kilka murów i zburzonych ścian, które wyglądały jak zwykłe ruiny. Oczywiście, pośrodku gruzów było to, czego Aga szukała.

Czy to dziwne że czuła się nieswojo, będąc sama, nocą, w budynku który został opuszczony i skazany na zrujnowanie? Nawet jeśli tak się właściwie nie stało, ponieważ kamienne mury stawiały twardy opór czasowi?

Wizyta w kaplicy to częściowo jej pomysł, w końcu to znany lokalny zabytek. Jej przyjaciółka i współlokatorka Luiza nalegała, aby zrobiła to podczas zaćmienia księżyca. Nie chciała wyjaśnić dlaczego, co irytowało Agę, ale dziewczyna spodziewała się o co chodzi. Stare budynki zazwyczaj powstawały z zamysłem astrologicznej geometrii, więc możliwe że we wnętrzu będzie mogła zaobserwować jakąś osobliwą grę światła. Spodziewała się przynajmniej dobrej okazji do zrobienia paru ładnych zdjęć.

Najmniej pozytywna część zachęty Luizy to fakt, że straciła dziewictwo w kaplicy. Ona i jej chłopak, Darek, dobrali się idealnie. Oboje mieli smykałkę do poszukiwania przygód w kontekście seksualnym, i często zakradali się do różnych dziwnych miejsc na przestrzeni kampusu w celu zabawy. Po wszystkim opowiadali znajomym o swoich wyczynach. 

Aga udawała że takie opowieści nie interesują jej dokładnie tak samo, jak to czy Merkury właśnie jest w fazie cofania. Tak naprawdę, w przeciwieństwie do astrologii, to ją bardzo kręciło. 

Luiza wprowadziła ją w seksualność, i to w niejednym tego słowa znaczeniu. Podczas pierwszego miesiąca pobytu na kampusie, pewnego razu weszła do pokoju w akademiku, i zastała Darka nurkującego w Luizę od góry. To był pierwszy (i nadal jedyny) penis, jakiego Aga widziała na żywo. Natychmiast zapadł jej w pamięć. Przez chwilę stała w drzwiach jak sparaliżowana. Para była odwrócona od niej, więc miała idealny pogląd na jądra chłopaka uderzające o tyłek Luizy, i lśniącego członka wydostającego się spomiędzy wilgotnych i nabrzmiałych warg sromowych. Zaschło jej w ustach, kiedy usłyszała jak wydobywają z siebie całą gamę jęków i westchnień, podkreślonych pośpiesznym cmokaniem. Przynajmniej odnalazła w sobie resztki rozsądku i zamknęła po cichu drzwi. Po wszystkim pobiegła do łazienki, weszła do jednej z kabin, i pozbyła się całego napięcia z łechtaczki. Żeby zachować ciszę, przygryzła wargę tak mocno, że aż zakrwawiła. 

Luiza była biseksualna i to pierwsza taka osoba którą poznała Aga. Dziewczyna była otwarta i dzieliła się tym ze światem, co było bardzo interesujące, i doprowadziło do pewnych pytań i poszukiwania odpowiedzi. Kiedy kurz już opadł, Aga przekonała się że jest co najmniej w większości hetero. Uważała że Luiza jest śliczna, ale nie miała ochoty jej przelecieć. Albo być przelecianą, jeśli już o tym mowa. Z drugiej strony, uważała że penis Darka jest wspaniały. 

Będąc wśród ruin, Aga poczuła łaskoczące podniecenie. Zastanawiała się, gdzie para mogła się rozebrać i uprawiać seks. Odchyliła liść paproci i przeszła przez pozostałość po drzwiach wejściowych, z przyzwyczajenia. Ściany były tak pozapadane, że mogła wejść którąkolwiek stroną. 

Pomimo tego że mury nie były zamknięte, wewnątrz temperatura wydawała się o kilka stopni niższa niż poza nimi. To nie stanowiło problemu w ciepłą majową noc, ale wielkie kamienie wydawały się wyciągać energię z dziewczyny, i nie wpuszczały do środka ożywczej bryzy. Światło księżyca w pełni padało na kępki trawy wyrastającej z nierównej posadzki. Na drugim końcu kaplicy był stopień prowadzący na podwyższenie. Prawdopodobnie wcześniej stał na nim ołtarz, ale teraz przypominało ono bardziej scenę. 

Aga obrała drogę przez wysoką trawę. Latarka nie pomagała jej już w wędrówce, ponieważ wszelkie przeszkody i tak kryły się pomiędzy źdźbłami. Na szczęście nie było większego problemu, ponieważ poprzedni właściciele zadbali o stan podłogi i erozja również zrobiła swoje. Musiała tylko uważać gdzie stawia nogi, zamiast iść jak zwykle, z pewnością w kroku. Po chwili znalazła się po drugiej stronie budynku. Weszła na podest i obejrzała się przez ramię, ciekawa jaki widok zastanie za plecami z tego punktu widzenia.

Możliwość zaobserwowania całej sceny naraz wynagrodziła jej przerażające uczucie bycia samej nocną porą w opuszczonym budynku. Zauważyła pewien porządek wśród zawalonych ścian. Blisko jednego z kątów, jedna sekcja upadła na kolejną, i dzięki temu obydwie upadły. Kolejna dziura zdradzała, że z pobliskiego zbocza sturlał się głaz, i przebił się na wylot przez jedną z nich. Naturalnie, pozostał w środku, i wystawał spomiędzy wysokiej trawy…

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *