Beata położyła mi dłoń na ramieniu, a ja poczułem przypływ energii. Spojrzała na mnie z troską, załamując ręce nad moimi siniakami i przeciętą skórą. 

– To ja przepraszam za Jacka. Przechodzi trudny okres i czasami nie potrafi się opanować.

Pokiwałem głową, wdzięczny za jej łagodność.

– Rozumiem. – powiedziałem i skrzywiłem się, ponieważ przyłożyłem sobie paczkę lodu do spuchniętego oka – Szkoda że musiało do tego dojść.

Beata westchnęła i staliśmy przez chwilę w ciszy. Kiedy na nią spojrzałem, poczułem coś dziwnego. Zanim cokolwiek powiedziałem, usłyszeliśmy zbliżające się kroki i do kuchni weszła Sylwia. Była absolutnie wściekła. 

– Co, do diaska, się tu wyprawia?! – wrzasnęła głosem trzęsącym się z wściekłości – Zostawiam was samych na jedno popołudnie, a wy się lejecie?!

Zwiesiłem głowę. Było mi głupio. Myślałem że mnie wyrzuci z domu, ale zamiast tego złapała nas obu za ramiona i poprowadziła do kuchni, gdzie opatrzyła nasze rany i nakrzyczała za idiotyczne zachowanie. Żaden z nas nie powiedział z czego ono wynikało. Może Sylwia się domyśliła, ale nie dała tego po sobie poznać. Kiedy tak siedzieliśmy i lizaliśmy rany, czułem rozmiar jej rozczarowania. W międzyczasie co chwilę zerkałem na Beatę. Siedziała obok i wyraźnie się martwiła, co znacznie poprawiało mi humor. 

Po bójce sprawy między mną i Jackiem były stale napięte. Trzymaliśmy się z dala od siebie, a Sylwia nas pilnowała. Z drugiej strony, Beata mnie unikała. Czułem że zepsułem nasz związek. Mimo wszystko, życie na gospodarstwie leciało dalej, i trzeba było nadążyć. Nadal pracowaliśmy nad zwierzętami i obejściem. 

Pewnego dnia, kiedy przegrupowywaliśmy bydło, koń Jacka się przestraszył i zrzucił go z grzbietu. Chłopak wylądował nieszczęśliwie i usłyszeliśmy trzask łamanej kości w nodze. Koń uciekł w las. Podbiegliśmy do chłopaka, a ja poczułem panikę na widok bólu wymalowanego na jego twarzy. Sylwia pojechała z nim do szpitala, a ja zostałem sam z Beatą. Trzeba było skończyć robotę, więc kiedy wyjechaliśmy w pole, czułem napięcie między nami. To nie mogło nam przeszkodzić w wypełnieniu obowiązków, więc odłożyliśmy prywatne problemy na bok. Złapaliśmy konia-uciekiniera i zaprowadziliśmy go z powrotem do stajni. Pracowaliśmy w ciszy, a odgłosy zwierząt robiły świetne tło dla rozmyślań. Kiedy skończyliśmy, widziałem że Beata była bardzo zmęczona. 

– Wyglądasz na wykończoną. Mam się zająć resztą? – zapytałem.

Dziewczyna pokręcił głową i leciutko się uśmiechnęła. 

– Wszystko w porządku. Po prostu jestem trochę obolała.

Przytaknąłem na znak tego że może się przy mnie czuć bezpiecznie.

– To może zrób sobie przerwę? – zasugerowałem – Ogarnę to.

Beata zawahała się, ale w końcu przytaknęła.

– Dzięki. – powiedziała miękko – Dobry z ciebie przyjaciel.

Obserwowałem jak odchodziła, a jej włosy kołysały się na wietrze. Przez moment zastanawiałem się nad tym jak bardzo była piękna, i jak bardzo chciałem żebyśmy byli czymś więcej niż przyjaciółmi. Pokręciłem głową jakbym chciał przegonić te myśli z głowy. Jacek to mój kumpel, a Beata to jego siostra. Nie mogłem ryzykować naszej relacji i powodować więcej problemów na gospodarstwie. W miarę jak upływał dzień, skończyłem pracę i poczułem satysfakcję z wykonanego zadania. Kiedy Sylwia wróciła z synem, odetchnąłem z ulgą. 

Chłopak przyjechał ze szpitala z nogą w gipsie, więc wiedzieliśmy że od tego momentu praca na gospodarstwie stanie się o wiele cięższa. Każdy z nas musiał wziąć na siebie część jego obowiązków. Podzieliliśmy się więc, i daliśmy z siebie wszystko że ferma nadal funkcjonowała bez zarzutu. Z czasem zacząłem znowu rozmawiać z Beatą. Na początku to były drobnostki typu pogoda, bydło, i inne rzeczy żeby tylko wypełnić ciszę. Nagle, pewnego wieczoru kiedy siedziałem sam w chatce, dziewczyna przyszła się ze mną zobaczyć. Byłem bardzo zdziwiony jej widokiem. Nie rozmawialiśmy zbyt wiele od czasu bójki, i nie byłem pewien czy w ogóle chciała ze mną rozmawiać. Podeszła do mnie i usiadła obok, a ja widziałem smutek w jej oczach. 

– Przepraszam. – powiedziała – Wiem że było między nami ciężko w ostatnich dniach, i chciałam wszystko naprawić.

Przytaknąłem, czując ścisk w gardle. 

– Ja też przepraszam. Nie chciałem cię urazić.

Beata uśmiechnęła się nieznacznie.

– Wszystko w porządku. Wiem, że tego nie chciałeś.

Rozmawialiśmy godzinami o wszystkim, i o niczym. W miarę jak upływała noc, na jej twarzy wymalowało się ogromne zmęczenie. 

– Wyglądasz na wykończoną. Chcesz, żebym cię odprowadził do domu?

Dziewczyna zawahała się i wbiła wzrok w stopy. Po kilku kolejnych sekundach rozważań, zgodziła się. Ruszyliśmy więc przez gospodarstwo, trzymając się za rękę. 

Kiedy szliśmy, czułem lekkie podekscytowanie. Pod domem, na ganku, popatrzeliśmy chwilę na gwiazdy. Nocną ciszę co jakiś mącił szum drzew i zawodzenie krów w oddali. Beata odwróciła się do mnie i spojrzała mi w oczy.

– Dziękuję że mnie odprowadziłeś. Chyba nie jestem jeszcze gotowa żeby iść spać. Zanim się zorientowałem, przytuliliśmy się mocno w chłodnej, nocnej bryzie. Spojrzeliśmy sobie w oczy i delikatnie się pocałowaliśmy. Czułem się jakby ktoś odpalił we mnie fajerwerki. Moje serce przyspieszyło i ciało drżało z podniecenia. Gdy odchyliliśmy się od siebie, wiedziałem że chcę z nią być.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *