Zmarł 3 lata temu, a ona nie pogodziła się z tym. Nadal stoi w miejscu. Trzyma jego ubrania w szafie w sypialni. Śpi tylko po jednej stronie łóżka. Jego alarm jest ustawiony na 6:30 w dni powszednie. Nadal dzwoni, dopóki go nie wyłączę. Nie jestem pewien, czy mogę go już wziąć.

Kawiarnia, po południu. Samochody hałasują na ruchliwej ulicy na zewnątrz. Wewnątrz ludzie są obojętni na świat zewnętrzny. Razem z koleżanką ze szkoły średniej siedzimy przy stole przy oknie.

-Więc, o co chodzi?

-Chodzi mi o to, że ona potrzebuje pomocy – odpowiadam.

-Naprawdę?

-Naprawdę.

-Mam na myśli „naprawdę” jako „poważnie”.

-Tak, na poważnie potrzebuje pomocy.

– Ale ona zachowuje się normalnie.

– Tylko w firmie.

– Każdy robi dziwne rzeczy za zamkniętymi drzwiami.

– Może inni ludzie, ale ona nigdy nie była taka. Zmieniła się.

– Może, zamiast przeżywać to, po prostu zaakceptujmy to, kim jest.

– Ale…

– Nie, ale… Może miała rację. Może ona…

– Przepraszam, Kochanie, muszę już iść! – wrzuciła telefon z powrotem do torebki.

– Ty draniu! Mówiłaś, że ten dzień spędzimy razem.

– Kocham Cię, ale nie masz części, której potrzebuję – całuje mnie i wychodzi.

Staram się wytrzeć szminkę z policzka. Potrzebuję lepszego przyjaciela. Powiedziałam jej, że będę cały dzień z Olą. Jednak plany uległy zmianie.

Dom, późnym popołudniem. Dom jest zamknięty, zasłony zasunięte. Prawdopodobnie się zdrzemnęła. Nie chcę jej przeszkadzać. Wchodzę cicho. Ściany pokryte zdjęciami rodzinnymi, ślubnymi, z czasów szkolnych, spotkań rodzinnych, dni na plaży itp. Twarz taty wszędzie. Brakuje tylko jednego zdjęcia. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale nie zostawiła żadnej wiadomości. Wkradam się po schodach. Słychać coraz głośniejsze „AWW” i „HMM”. Podchodzę ostrożnie do pokoju. Docieram do celu. Drzwi są zamknięte. Przykładam ucho.

-Aww! Oww! Hmm…! Radek! Radek! RADEK!

Słucham uważnie. Ciemne myśli wypełniają moją głowę. Niewłaściwe myśli. Małowartościowe. Animalistyczne pragnienie mnie napełnia. Uciekam. Bang! Drzwi się zatrzaskują.

-Cześć, wróciłam – wołam.

Wchodzę na górę do kuchni. Podgrzewam kolację, a tu resztki na wynos. Mama wchodzi.

-Słyszałam jak przyszłaś. Myślałam, że jesteś z Olą przez cały dzień.

Usiadła przy barze śniadaniowym.

-Znalazła chłopca do zabawy. Chcesz trochę? – wskazuję talerz z jedzeniem.

-Jasne. Cóż, to nie dobrze. Jeśli ludzie wspólnie planują, powinni się tych planów trzymać.

-Też tak uważam. Cóż, nie mam żadnych planów. Odcinek 5 “Ciotki kontra wujkowie” leci dziś wieczorem.

-Świetnie.

-Z każdym dniem coraz bardziej mi go przypominasz. To niesamowite.

Wstaje, śmieje się nerwowo i idzie wokół baru śniadaniowego.

-Mam nadzieję, że nie jest tak do końca. Nie chcę zacząć łysieć w wieku 25 lat.

Kładzie rękę na moim policzku. Ściera coś, a ja się rumienię.

-Szminka?

6:30 alarm. Wychodzę z łóżka, przechodzę przez korytarz i wyłączam go. Kolejny wczesny poranek.

– śniadanie

– Praca

– Przerwa obiadowa

– Więcej pracy

– Dom

– Przerwa po pracy

– Łóżko

I tak przez 5 dni w tygodniu.

-Hej mamo, wychodzę z Olą w tę niedzielę.

-Dobrze.

Nadchodzi niedziela, Ola przychodzi.

-Co tam Kochanie?

-Wolałabym żebyś nie mówiła tak do mnie.

-Zamknij się, wiesz, że Ci się podoba.

-Nie, nie.

-Zresztą. Jak wyglądało życie beze mnie.

Wyciąga telefon i zaczyna wysyłać SMS-y.

-Jak z resztą? Jestem dobra.  Mama wydaje się nadal pogrążona w depresji. Odkryłam, że płakała już dwa dni z rzędu.

-Kochanie, potrzebujesz więcej przyjaciół.

-Nie, nie.

Zerka na mnie znad telefonu i mówi:

– Za każdym razem, gdy się spotykamy, to „Mama to, mama tamto”. I tak od śmierci Twojego ojca.

– Dobrze, ale to nie jest tak, że mam obsesję na punkcie mamy.

– Nie, ale obsesyjnie rozmowy o mamie nie mogą być zdrowe.

– Ale… – zatrzymuję się. Niech to cholera. Miała rację. Wraca do pisania wiadomości.

– Więc wiesz, jak powiedziałam, że będziemy spędzać czas dzisiaj.

– O nie, nie! Przystojniak przychodzi do mnie.

– Nie mogę uwierzyć, że Ci wybaczyłam w zeszłym tygodniu.

– Wybaczyłaś co?

– Niewiarygodne!

– Nie ważne. Nie chcę Ci mówić, jak żyć, ale… zrób czasem coś nowego. Nie może być gorzej niż teraz.

– Nie zamierzasz tego robić… – zniknęła, a ja siedzę sama przy stoliku w kawiarni.

Dom, po południu. Jest zamknięty; zasłony zasunięte. Pamiętam ostatni tydzień. Po cichu otwieram drzwi. Na ścianie brakuje obrazu. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale nadal mogę próbować. Wchodzę po schodach. Wstrzymuję oddech. Nic. Kontynuuję wspinaczkę. Delikatny jęk wypełnia powietrze. Drzwi są delikatnie otwarte. Zaglądam do pokoju. Mama leży na górze, bielizna w kostkach, i wpatrując się głęboko w zdjęcie taty, palcami pieściła swoją pochwę. Moje oczy śledziły sytuację. Moja ręka migruje do niższych regionów. Coś innego. Wpadam w jej rytm. Tłumię jęk. Coś innego. Przyspiesza. Naśladuję jej ruchy. Coś innego. Otwieram drzwi. Mama zatrzymuje się przerażona. Mrożąca krew w żyłach cisza. Podchodzę do łóżka i zdejmuję ubranie. Patrzy. Wślizguję się obok niej…

-Radek? – pyta.

-Tak – odpowiadam.

-Wołaj do mnie po imieniu.

-K… Kasiu.

-Teraz mnie pocałuj.

Pochylam się. Nasze włosy się łączą. Nasze usta również. Przyciągnęła mnie. Głęboki uścisk. Jej język przeszukuje wewnętrzną część moich ust. Nie wiem, jak długo całowałyśmy się, ale moja szczęka już bolała.

-Kocham Cię, Kasiu – szepnęłam.

-Ja Ciebie bardziej.

Zostawiła mokry pocałunek na ustach. Jej ręka znajduje moją kapiącą cipkę. Przewiduje co ma nadejść.

6:30 alarm dzwoni. Mama leży obok mnie z otwartymi oczami. Patrzy mi w oczy. Czy zawsze była taka piękna?

-Kocham Cię, Kasiu.

-Kocham Cię, Zuziu.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *