Kilka tygodni przebiegało według tego samego schematu – Roksa olewała mnie w pubie i prowokacyjnie zachowywała się na zajęciach ze spinningu. Wymieniałam z Kamilą i Patrycją maile i pewnego wieczoru nawet umówiliśmy się z Patrycją na sesję Facetime, w której pokazaliśmy sobie prawie wszystko oprócz naszych twarzy.

Odetchnęłam z ulgą, gdy pojawiły się moje ostatnie zajęcia spinningu i poważnie pomyślałam o wycofaniu się z zespołu; a przynajmniej nakłonienie dziewczyn do spotkania się gdzie indziej. Roksa sprawiła, że ​​czułam się w jej obecności wyjątkowo nieswojo i chciałam tylko, żeby przyjęła moje przeprosiny i ruszyła dalej.

Znowu kompletnie zignorowała mnie podczas zajęć i siedziała z przodu, pedałując jak opętana kobieta. Cieszę się, że mój sześciotygodniowy kurs rodem z piekła dobiegł końca, poszłam za kobietą w średnim wieku do szatni, a ona zatrzymała się jak wryta, gdy zobaczyła napis na drzwiach. „O cholera, nie znowu. To miejsce tylko się pogarsza!”

Zwróciła się do mnie. – Kurwa, prysznice znowu nie działają! Za co my, do cholery, płacimy tutaj?

Z pewną ulgą otworzyłam szafkę i wsadziłam ubrania do torby, gotowa do powrotu do domu. Kiedy się wyprostowałam, podskoczyłam, gdy usłyszałam cichy głos w moim uchu. – No to chyba wrócamy do mnie na prysznic, nie?

Zamknęłam oczy na sekundę z niedowierzaniem. Odwróciłam się i zobaczyłam ją stojącą tam, przygryzającą wargę i lekko drżącą.

– Roksa, mówisz poważnie?

– Słyszałaś mnie.

Odwróciła się na pięcie i wyszła z szatni. Oszołomiona zabrałam torbę i poszłam za nią korytarzem. Kiedy dotarliśmy do głównych drzwi, wskazała na parking. – Samochód jest tam. Wyruszyła z zawrotną prędkością.

– Mój rower… –

krzyknęła przez ramię. – Jest zamknięty, prawda? Wróć po to jutro.

Musiałam pobiec, żeby ją dogonić, iw kompletnym zamroczeniu wsiadłam na siedzenie pasażera jej małego, poobijanego starego samochodu. W panice zgubiła biegi i ruszyliśmy przez parking, gdy przeklinała i trzęsła się na siedzeniu kierowcy na dźwięk zgrzytającego metalu.

– Roksa…

– Nie mów ani słowa, Alicjo Mrozowska. Proszę się nie odzywać, bo kurwa nie ogarniam.

Tak jak tamtego pamiętnego dnia pod prysznicem, jej głos brzmiał ściśnięty. W obawie przed zepsuciem wszystkiego zamilkłam.

Zatrzymała się na małym osiedlu mniej więcej milę od centrum miasta po krótkiej przejażdżce. – Powinnaś to naprawdę ogarnąć , ale…–  Wydawała się mówić do siebie i była wyraźnie zdenerwowana jak diabli.

Poszłam za nią krótką ścieżką w ogrodzie, moje serce teraz waliło, zastanawiając się, jak to się potoczy. Otworzyła frontowe drzwi i poszła prosto na górę, dając mi znak, żebym poszła za nią. Na górze wskazała pokój po lewej stronie. – Tam…


*Kolejna część już w piątek.

O autorze

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *