Nie miała imienia. Przynajmniej nie takiego, które ktoś wołał z czułością. W dokumentach było – zwykłe, krótkie, może trochę staroświeckie. Ale w realnym świecie, między profilami a wiadomościami, była tylko pseudonimem, ksywką, czasem numerem użytkownika. Miała 42 lata. Nie miała dzieci, nie miała mężczyzny, nie miała rodziny, która dzwoniłaby „ot tak”. Mieszkała w wynajmowanym pokoju, którego ściany pamiętały więcej łez niż słów. Na jej półce stało pudełko z zapałkami – prawdziwe, takie stare, jakby z innej epoki. Paliła nimi świeczki, kiedy prąd wyłączano za niezapłacony rachunek. Ale bardziej przypominały jej o czymś innym – o każdej próbie, by nie zgasnąć. Nie była ładna w ten sposób, w jaki świat lubi kobiety. Nie miała sztucznych rzęs ani filtrów. Miała blizny. Na ciele. Na duszy. Miała też głód – nie ten fizyczny, chociaż i taki bywał – ale głód dotyku. Głód głosu, który mówi: „dobrze, że jesteś”. To dlatego wchodziła na portale, gdzie prostytutki walczą o uwagę i stawkę. Nie dlatego, że lubiła. Ale dlatego, że czasem tylko tam ktoś ją widział. Albo udawał, że widzi. Mężczyźni, z którymi rozmawiała, nie chcieli jej historii. Chcieli jej ciała. Albo tylko fragmentów. Pisali: „suka do mocnego rżnięcia”, a ona... Ona chciała, żeby ktoś zaprosił ją do teatru. Nie na kolację w drogiej knajpie – wystarczyło coś ciepłego, z parą nad talerzem i ciszą, w której nie musiałaby udawać. Z czasem przestała już nawet odpowiadać. Pisała posty, których nikt nie czytał. Znikała powoli – nie dramatycznie, tylko cicho. Jak zużyty długopis. Przestała wierzyć, że coś się zmieni. Wiek nieubłaganie wpychał ją w nieistotność. Ciało przestało być towarem. A dusza – od dawna nie miała ceny. W sylwestrową noc, kiedy miasto skakało w ekstazie i błyszczało w sztucznym szczęściu, ona siedziała na podłodze. Z pudełkiem zapałek. Ostatnim. Zapaliła pierwszą. W płomieniu zobaczyła siebie w teatrze. Czerwona sukienka. Głęboki oddech. Obok ktoś, kto się nie spieszy. Zgasła. Zapaliła drugą. Kolacja. Coś prostego. Gorący makaron, ser, szklanka czerwonego wina. I ktoś, kto nie patrzy na zegarek. Zgasła. Trzecią. Ramiona. Cisza. Bezpieczeństwo. Zgasła. Czwartą. Nikogo. Pustka. I wtedy zrozumiała – że nie była niewidzialna. Była po prostu niechciana. Ostatnia zapałka zapaliła się i świeciła długo. Bo to nie była zwykła zapałka. To była decyzja. By zakończyć coś, co nigdy się naprawdę nie zaczęło. Zasnęła. Nie z głodu. Nie z bólu. Z beznadziei. Znaleziono ją po kilku dniach. Bez dramatów. Bez artykułów. Jedna notatka w aktach: „samotna. brak kontaktów rodzinnych. bez osób do powiadomienia.” Na stole został zeszyt. W środku, na pożółkłej stronie, jedno zdanie: „Nie chciałam być kochana przez wszystkich. Chciałam być kochana przez kogokolwiek.”

Zapałki
Komentarze (8)
napisał  

#9 Ja tu widzę nagabywanie i podsycanie do samobójstwa kobiet z erodejt . Ok

maj 26, 2025 00:45

Józek, 48

#8 Smutna historia.  W sensie : Odkręciła gaz nie przyjechal nikt na czas .

maj 26, 2025 00:44

Józek, 48

#7 Dla mnie bomba! 👏🏻

maj 25, 2025 22:17

Tomek, 48

#5 Dziewczynka z zapałkami ale w wersji współczesnej. Z miłą chęcią czytam Twoje opowiadania i nie pierwszy raz wchodzę w zadumę, smutek i nie wierzę że na tym portalu gdzie 99,9% procenta rozmawia tylko o tym - Gdzie i za ile? Pisz więcej.

maj 25, 2025 18:48

#2 Kolejny dobry tekst. Zaczynam czekać na następne. Pisz bo masz talent i to co przekazujesz jest potrzebne.

maj 25, 2025 18:08

#1 Przejmujące

maj 25, 2025 17:23

Tomasz, 55