Był letni wieczór. Przez uchylone okno wpadał zapach łąk — słodki, wilgotny, nasycony ciszą przed burzą. Świerszcze koncertowały w trawie, ptaki powoli milkły. Świat wydawał się łagodny. Świeca tliła się bladym płomieniem, rzucając cienie na bukiet zwiędłych róż. Obok — butelka z winem, pusta, jak ona. Łóżko było w nieładzie. Kołdra zmięta, prześcieradło zsunięte na ziemię. Na poduszce ślad jej szminki. Na pościeli — coś, co przypominało Jego obecność. Ona — wciąż naga, z rozczochranymi włosami, ciałem pokrytym śladami paznokci i sinych odcisków. W ustach zaschnięta krew. Między udami sączył się ból. Prawdziwy, fizyczny. Ale większy rozrywał jej serce. Nie potrafiła płakać. Łzy były gdzieś w środku, zatrzaśnięte za gulą, która dusiła i odbierała oddech. „Przecież mówił, że mnie kocha” — tylko ta myśl dudniła w niej jak echo. Kilka miesięcy wcześniej… Drzwi biura otwarły się z hukiem. Szef wszedł jak burza, spojrzał jej w oczy. — Pani Ewo, musi mnie pani natychmiast zastąpić. Trzeba podpisać kontrakt z włoskimi inwestorami w Mediolanie — nowy projekt, sieć butikowych hoteli, bardzo delikatna sprawa. Lot zarezerwowany, hotel również. Mój partner będzie czekał. To wyjątkowa sytuacja — moja córka właśnie rodzi. Będę dziadkiem! Sekretarka przekaże dokumenty. Zniknął za drzwiami, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Lot do Mediolanu był spokojny. Przez całą drogę przeglądała dokumenty, próbując opanować chaos w głowie. Kiedy wyszła z terminala, zobaczyła Go. Stał z kartką z jej nazwiskiem. Czarnowłosy, elegancki, przystojny jak model z luksusowego magazynu. Gdy podała mu dłoń, ucałował ją. Zadrżała. W samochodzie mówił głównie On. Miał melodyjny głos, pachniał drogimi perfumami. Był pewny siebie, uważny, grzeczny. Dżentelmen. Podpisanie kontraktu poszło sprawnie. Wieczorem zaprosił ją na kolację — służbową, jak mówił. Nie była przygotowana, więc kupiła małą czarną w stylu Chanel. Pasowała idealnie. Kolacja była wykwintna. Wino — toskańskie, intensywne, rubinowe. Siedział naprzeciw, patrząc na nią wzrokiem, od którego paliła się skóra. Gdy wieczór dobiegł końca, dotknął jej ramienia. — Nie odchodź jeszcze. Zgodziła się na jeszcze jeden drink, w hotelowej kawiarni. Rozmawiali długo, śmiali się, milczeli, patrzyli w siebie jakby już się znali. O świcie odprowadził ją do pokoju. Całował w policzek. I odszedł. Tak zaczęła się historia. Nie taka, jakiej chciała. Pisali do siebie, dzwonili. On przyjeżdżał do Warszawy. Zabierał ją na koncerty, kolacje, długie spacery. Zawsze odprowadzał pod drzwi. Zawsze całował i odchodził. A ona... pragnęła więcej. Czekała na ten moment, kiedy w końcu odda mu wszystko — ciało, serce, siebie. Gdy mówił „kocham cię”, wierzyła. Widziała ich razem — dom, dzieci, spokój. W końcu, któregoś letniego wieczoru, nie pozwoliła mu odejść. Pocałowała go. Dotknęła jego dłoni. — Pragnę cię — powiedziała, patrząc mu w oczy. Uśmiechnął się. Ale kąciki ust drgnęły niepokojąco. Nie zauważyła. Chciała tylko, by ją wziął. Tu. Teraz. Zniknęła na chwilę w kuchni, by przynieść wino — Chardonneya. On spojrzał na butelkę i parsknął: — Masz coś mocniejszego? — Whisky? — Idealnie, kochanie. Wypił całą szklankę jednym haustem. Potem drugą. Niepokój ścisnął jej żołądek, ale namiętność była silniejsza. Podeszła do niego. Dotknęła jego ramienia. Wtedy chwycił ją gwałtownie. Zaczął całować, dotykać, rozdzierać sukienkę. Zaniósł ją do sypialni. Rzucił na łóżko. Zaczął. Bez słowa. Bez czułości. Z każdą chwilą jego twarz zmieniała się. Palce zaciskały się na jej szyi. Nie mogła oddychać. Chciała krzyczeć. Ciało próbowało uciec. Ból rozsadzał jej podbrzusze. On nie przestawał. Zasłonił jej usta dłonią. Krzyczała w środku. Wszystko w niej krzyczało. Potem... ciemność. Ocknęła się skrępowana. Leżała naga. On, z butelką whisky w ręku, nachylał się nad nią. Poczuła ogień. Wszędzie. Krzyk ugrzązł jej w gardle — majtki wetknięte w usta. Płakała. Z bólu. Ze wstydu. Z przerażenia. Słyszała tylko jego głos: — Nic nie mów, mała. Ani słowa. To nasza tajemnica. Rozwiązał ją. Ubierał się, jakby właśnie kończył spotkanie służbowe. Zamknął za sobą drzwi. A ona... nie mogła się ruszyć. Tylko ściana. Tylko łóżko. Tylko cisza. I myśl: „Przecież mówił, że mnie kocha.”

Komentarze (23)
napisał  

#23 Mnie się podoba. Lubię Ciebie czytać 💐

maj 29, 2025 21:31

#15 Pa 💜😁

maj 29, 2025 19:32

Józek, 48

#14 Musisz lepiej sklejać fragmenty albo pisać tak jak C . Piszę.  W sensie w urojeniach alkoholowych hehehe

maj 29, 2025 19:32

Józek, 48

#13 Ok

maj 29, 2025 19:31

Józek, 48

#12 Ten akurat jest zlepkiem z kilku choć głównie z tego : Sarah J. Mass Szklany Tron 05 Imperium burz .

maj 29, 2025 19:31

Józek, 48

#11 Bardzo długie teksty

maj 29, 2025 19:30

Józek, 48

#10 Każde Twoje opowiadanie znajduje plik pdf

maj 29, 2025 19:30

Józek, 48

#9 I nie wiem czy wiesz ze przepisywanie z plików PDF też Google znajdą

maj 29, 2025 19:30

Józek, 48

#8 No i tak z ciekawości na wyrywki wklejam Twoje opowieści w google

maj 29, 2025 19:29

Józek, 48

#7 Ja też kiedyś posługiwałem się fragmentami art biorąc je później za swoje i wklejając xd

maj 29, 2025 19:29

Józek, 48

#6 Tu już jedna pisała książkę i średnio jej wyszło kłamstwo

maj 29, 2025 19:28

Józek, 48

#5 Kochać to nie znaczy zawsze to samo...

maj 29, 2025 12:30

#4 Czyta się pięknie choć historia smutna 😞

maj 29, 2025 11:56

#3 Zamawiam u Ciebie Frida coś optymistycznego dla odmiany.💋

maj 29, 2025 11:49

#1 Przepraszam, usunęłam poprzedni wpis bo zawierał błąd. Przepraszam wszystkich  którzy skomentowali i pozdrawiam  serdecznie.

maj 29, 2025 11:30

Frida, 49