W odpowiedzi uniosłam rękę i wystawiłam środkowy palec. Słyszałam, jak mężczyzna za moimi plecami parska śmiechem. Rozciągnęłam usta w uśmiechu i zadowolona z siebie, że chociaż w minimalnym stopniu udało mi się utrzeć nosa Gerardowi, opuściłam gabinet.

Przemierzałam korytarze budynku, a Jeffrey podążał za mną. Nie zamierzałam nigdzie wyjeżdżać, nie byłam idiotką. Wyszłam za polityka, musiałam być przygotowana na każdą próbę manipulacji z jego strony. Opuszczając budynek kierowałam swoje kroki prosto do czarnego samochodu zaparkowanego nieopodal. Kierowca już odpalił silnik, wiedząc że zaraz znajdę się w środku.

Wtedy wydarzyło się coś strasznego. Obok ucha przeleciało mi coś ze świstem, a natychmiastowa reakcja ochroniarza tylko utwierdziła mnie w tym, że był to pocisk. Ktoś do mnie strzelał!

Jeffrey w ciągu ułamka sekundy powalił mnie na ziemię i przykrył swoim ciałem. Krzyknęłam, gdy upadając boleśnie uderzyłam się o beton. Zakryłam głowę rękami i zamknęłam oczy, nie chciałam tego widzieć. Serce stanęło mi w piersi, w uszach słyszałam jedynie głośny szum. Czułam, jak ochroniarz wstaje i pociąga mnie do góry. Stanęłam na drżących nogach, ale nie odważyłam się otworzyć oczu.

 Zostałam wepchnięta do samochodu zanim zdążyłam się w ogóle zorientować. Uniosłam powieki i zobaczyłam twarz Jeffreya.

‒ Co się stało? ‒ wykrztusiłam. Rzadko pozwalałam sobie na utratę panowania, ale to co wydarzyło się kilka sekund temu sprawiło, że trzęsłam się niczym galareta.

‒ Ktoś właśnie usiłował panią zabić ‒ odparł ochroniarz. Wciągnęłam powietrze.

‒ Uratowałeś mi życie… ‒ wykrztusiłam, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Poczułam mdłości, zaczęło brakować mi powietrza. Zaraz zemdleję…

Mężczyzna położył dłonie na moich ramionach i ścisnął mocno powodując, że skupiłam na jego twarzy całą swoją uwagę. Wpatrywał się we mnie, a intensywność jego spojrzenia sprawiła, że poczułam jak płoną mi policzki. Na litość boską! Mam trzydzieści lat, a rumienię się jak nastolatka. Odchrząknęłam.

‒ Oddychaj. Głęboko.

Patrzyłam mu w oczy i powtarzałam za nim. Wdech. Wydech. Jeszcze raz. I znowu.

Kiedy ochroniarz zorientował się, że udało nam się opanować atak paniki odchrząknął i odsunął się na drugi koniec samochodu. Ukradkiem wzięłam głęboki wdech. Zaskoczyła mnie jego bliskość, a właściwie to moja reakcja na nią. Kiedy wyglądał przez szybę z ponurą miną marszcząc czoło wykorzystałam okazję, aby dokładniej mu się przyjrzeć. Szczęka pokryta lekkim zarostem i wydatne usta oraz to spojrzenie brązowych oczu… Miał krótko obcięte ciemne włosy i musiałam przyznać przed samą sobą, że był bardzo przystojnym mężczyzną.

Jeffrey odwrócił głowę i spojrzał na mnie. Zamrugałam i spuściłam wzrok na dłonie, zaciskając wargi ze złości. Pozwoliłam, aby przyłapał mnie na gapieniu się. Co się ze mną działo?

‒ Pani Fletcher, czy mam powiadomić pani męża, że wyjeżdżamy?

Jego pytanie zawisło w powietrzu. Miałam kilka sekund, żeby podjąć decyzję. Ktoś właśnie próbował odstrzelić mi głowę, a ja skupiłam się na urodzie swojego ochroniarza. Obecność mężczyzny siedzącego obok działała na mnie w jakiś niewytłumaczalny sposób, zaburzając pracę mojego umysłu. Czy byłam gotowa zamieszkać z nim w środku lasu?

Sami?

Przełknęłam ślinę, zerkając na jego przystojną twarz. Jeffrey czekał cierpliwie, unosząc brwi w niemym pytaniu.

Cudem uniknęłam śmierci. Dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie, jeżąc włoski na karku. Nie cudem, żyję dzięki niemu. To Jeffrey mnie ocalił. Czy istniało inne bezpieczniejsze miejsce niż te u jego boku?

‒ Tak ‒ odpowiedziałam.

Umysł krzyczał, że właśnie popełniam największy błąd w życiu.

* * *

Po dotarciu na miejsce ochroniarz najpierw sprawdził dokładnie dom, a teraz czekał w samochodzie, aż zabiorę ze sobą najważniejsze rzeczy. Wyciągnęłam z szafy walizkę i zatrzymałam się nad nią, zastanawiając się, co powinnam do niej włożyć. Moje serce ciągle waliło, a dłonie trzęsły się jak po kilkudniowym spożyciu alkoholu. Adrenalina opuszczała mnie powoli, a w jej miejsce pojawił się strach.

Co takiego zrobił Gerard, że jakiś człowiek do mnie strzelał? Nie uwierzyłam w jego słowa i jak widać popełniłam błąd. Powinnam zwrócić większą uwagę na gwałtowną reakcję mężczyzny, ale zaślepiała mnie wściekłość. Teraz próbowałam wrócić myślami do tamtej sytuacji, zwrócić większą uwagę na szczegóły. Poza nadzwyczajną reakcją męża nic nie przychodziło mi do głowy.

Spakowałam kilka wygodnych kompletów i przybory toaletowe. Starałam się nie tracić czasu, wiedziałam, że Jeffrey czeka na mnie w samochodzie. Chwytając walizkę w rękę rzuciłam ostatnie spojrzenie na elegancki salon. Wszystko zostało zaprojektowane przez projektanta wnętrz, ja mogłam wybrać jedynie kolory. W tej wielkiej willi nigdy nie czułam się jak w domu. Nie mieliśmy z Gerardem dzieci, brakowało temu miejscu miłości. Pomijając okoliczności czułam ulgę wyjeżdżając stąd.

Zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam podjazdem do czekającego samochodu. Ochroniarz patrzył na mnie, czułam jego wzrok chociaż miał ciemne okulary przeciwsłoneczne. Wrzuciłam torbę do bagażnika i usiadłam z przodu, ignorując zaskoczone spojrzenie mężczyzny.

Wygładziłam elegancką czarną spódnicę i wreszcie podniosłam na niego wzrok. Jeffrey wpatrywał się we mnie w zadumie, wsuwając okulary na czubek głowy.

‒ Możemy już jechać ‒ rzuciłam, zakładając za ucho pasmo ciemnych włosów, które wymknęło się z upięcia.

Mężczyzna zacisnął dłonie na kierownicy i ruszył, zostawiając za nami jedynie kurz.

‒ Gerard podał ci adres?

‒ Tak ‒ odparł krótko. Skinęłam głową, wyglądając przez boczną szybę. Zapanowała cisza, ale ja nie miałam siły szukać neutralnych tematów do rozmowy.

Miałam spędzić z tym facetem jakiś okres czasu na odludziu, a tak naprawdę nic o nim nie wiedziałam. Był obcy, zupełnie obcy, i nagle zaczęłam czuć się z tym niezręcznie.

Zauważyłam, że jedziemy w zupełnie innym kierunku. Byłam tam zaledwie kilka razy, ale znałam lokalizację tego miejsca. Zmarszczyłam brwi. Ogarnęło mnie poczucie niepokoju. Zacisnęłam dłonie w pięści, w myślach odliczając do dziesięciu.

‒ Dlaczego wybrałeś tę trasę? ‒ spytałam, siląc się na spokojny ton.

‒ Muszę wejść do mieszkania po kilka rzeczy ‒ odparł, nie patrząc na mnie.

Miałam ochotę walnąć się w czoło. No tak, przecież to oczywiste.

‒ Oczywiście, idiotko…

Jeffrey parsknął pod nosem. Posłałam mu oburzone spojrzenie.

‒ Nic nie powiedziałem ‒ mruknął w swojej obronie.

‒ Wystarczyło to przemilczeć ‒ burknęłam.

‒ Zapamiętam na przyszłość ‒ mruknął, powstrzymując śmiech.

Kiedy jego twarz rozjaśniła się poczułam przyjemne uczucie w brzuchu. Coś, jak łaskotanie. Poruszyłam się na siedzeniu, aby je złagodzić. Albo zdusić w zarodku.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *