“Castaway cuckold”
Występują:
Rafał, Zuzia, Arthur, Ernest, Robert, Samuel, Joseph.


Lecieliśmy z Karaibów do Kolumbii. Byłem w podróży służbowej razem z
moją żoną. Tamtejsze uprawy soi i kukurydzy są coraz liczniejsze i moim
zadaniem było ustalenie, czy warto sprzedawać tam w przyszłości
systemy irygacyjne. Nie spodziewałem się, że będę leciał małym,
ośmioosobowym samolotem pasażerskim z Puerto Rico do Wenezueli.
Stamtąd mieliśmy lecieć do Monterii. Na pokładzie było tylko czterech
innych pasażerów oraz pilot. Nie było drugiego pilota. Nie było tam też
żadnej kobiety poza moją żoną… Cieszyła się uwagą każdego z
mężczyzn obecnych na pokładzie. Większość z nich pracowała na
morzu na platformie wiertniczej przez prawie osiemnaście miesięcy. Nie
mogli oderwać od niej oczu. Nie byłem jednak zazdrosny i nawet mi to
schlebiało.


Wszyscy z nich byli przystojni i mieli ciemną skórę. Wykonywali fizyczną
pracę, więc ich ciała były w dobrej formie. Bardzo im zazdrościłem.
Pracowałem w biurze przez kilka ostatnich lat. Co prawda ćwiczyłem trzy
czy cztery razy w tygodniu, ale nie miałem co się porównywać z tymi
mężczyznami…


Zuzanna to moja żona, a ja nazywam się Rafał.


Zaza była w siódmym niebie przez to, że Ci panowie nie mogli oderwać
od niej wzroku. Rozmawiała z nimi na porywające tematy, nawet trochę
z nimi flirtowała. Właściwie, to wydaje mi się, że z niektórymi z nich
flirtowała na poważnie… Starałem się tym nie przejmować, ponieważ nie
miała za bardzo szansy na takie zachowanie w domu. Większość z
mężczyzn których znaliśmy była szczęśliwie żonata, tak samo
jak ja. Moja żona była naprawdę piękna i miała duży biust… Została
obdarzona piersiami które nosiła w stanikach z miseczką 48DD. Jej talia
nie była aż tak doskonała, głównie przez naszego, już dwudziestodwu
letniego syna. Jej nogi sprawiają, że mężczyzna śni o nich tygodniami.
Ma trzydzieści osiem lat, ciemne włosy i orzechowe oczy oraz uśmiech
od którego słońce mogłoby się uczyć jak błyszczeć.


Nigdy mnie nie zdradziła, prawdopodobnie nigdy nawet nie przeszło jej
to przez myśl.Kochałem ją i wiedziałem, że ona też mnie kocha. Żadne z
nas nie mogłoby tak bardzo skrzywdzić tego drugiego robiąc coś tak
strasznego. Jednak byłem trochę zmarwiony tym, jak spoufalała się z
czwórką tych mężczyn. To był chyba pierwszy raz kiedy ktoś poświęcił
jej tyle uwagi. Wyglądała jakby bardzo jej się to podobało. Promieniała i
naprawdę dobrze się bawiła, a ja nie miałem serca tego przerywać.
Wiedziałem jak seksownie się czuła, kiedy była pożerana ich pełnym
pożądania wzrokiem.


Prawdę mówiąc podobała mi się cała ta sytuacja. Ostatnim razem kiedy
ktoś ją podrywał, poczuła się tak seksowna i podniecona, że przeżyłem
najlepszy seks jaki było dane doświadczyć podczas dwudziestopięcioletniego małżeństwa oraz w całym moim
życiu. A tamten człowiek nawet jej nie pocałował. Nie zapomina się o takim dniu, a właściwie tygodniu. Ha, ha, ha. Kiedy skorzystała z chwili przerwy od towarzystwa mężczyzn żeby wyjść do samolotowej łazienki, miałem szansę z nią porozmawiać. Powinnaś trochę uważać, Zuzanno – ostrzegłem ją. Skarbie, oni wysiadają w Wenezueli. My lecimy dalej. Nie ma się czym martwić. Następnym razem kiedy stado przystojnych facetów wsiądzie do samolotu, będę bardziej powściągliwa. – Zaśmiała się. Lubieżny uśmieszek, którym mnie obdarzyła był przeznaczony tylko i wyłącznie dla mnie. To oznaczało, jeżeli dobrze rozumiem, dobry seks w nadchodzącym tygodniu.Cholera, napaliłem się. Zresztą nic dziwnego.

Ceną było tylko pozwolenie jej na trochę flirtu z nieznajomymi.
Prawie wróciliśmy na nasze siedzenia, kiedy to się zaczęło. Turbulencje
były tak mocne, że ledwo daliśmy radę się zapiąć. Stało się to tak
niespodziewanie dlatego, że nikt nie zauważył chmur, które kształtowały
się na zachód od nas. Podejrzewam, że to moja żona mogła ich rozkojarzyć.

Nagle usłyszeliśmy krzyk pasażera, który siedział w przedniej części samolotu.

Kurwa! Kapitan chyba nie żyje!!!

Byłem kiedyś pilotem i spędziłem ponad tysiąc godzin jako kapitan, więc pognałem na przód samolotu. Kapitan wypadł z fotela i krwawił, ale oddychał. Tak więc nie umarł, był tylko nieprzytomny. Próbowałem to wyjaśnić, ale każdy panikował.

Udało mi się dostać do instrumentów od strony nieobecnego pilota po
lewej stronie. Zauważyłem, że byliśmy na wysokości czterdziestu pięciu
tysięcy stóp i ciągle się wspinaliśmy. Pociągnąłem dźwignie i ustawiłem
prędkość na bieg jałowy. Później obniżyłem wysokość. Nie wiedziałem
jaki jest limit wysokości jaką może osiągnąć samolot, ale miałem
przeczucie, że niedługo go osiągniemy. Musieliśmy szybko przywrócić
rozsądną wysokość. Trochę się uspokoiłem kiedy wysokościomierz
wskazał, że obniżamy się prawie tysiąc stóp na minutę. Chciałem żeby
to było więcej, ale nie chciałem też przeciążać maszyny. Zadowoliłem
się więc tym, co dostałem, a później zacząłem kierować się na południe,
mając nadzieję, że uda mi się uciec przed burzą.

Naprawdę chciałbym opowiedzieć Wam o tym wspaniałym locie i o tym,
jak rozbiliśmy się na wyspie, ale myślę, że powinniśmy przejść do sedna
sprawy. Właściwie to było po prostu szczęście. Udało mi się nad
wszystkim zapanować, działał tylko jeden silnik, kiedy udało mi się
zobaczyć wyspę w zasadzie całkowicie przez przypadek.

Silnik był na wykończeniu, więc zaryzykowałem i zacząłem kierować się
na wyspę mając nadzieję, że się uda. Zdecydowałem, że spróbuję
wylądować na plaży. Kiedy lewa strona podwozia samolotu dotknęła
piasku, samolot obrócił się i przekierował przednią część sprzętu do
sterowania, zarzucając tyłem samolotu oraz prawie wyrzucając mnie z
kabiny przez szybę.

Doszedłem do siebie po trzech dniach. Leżałem obok mojej żony. Obróciłem się i zobaczyłem, że Zuzanna leży obok. Dotknąłem jej ramienia. Podskoczyła jakby coś ją ugryzło.

Spokojnie, malutka, to tylko ja.

Obudziłeś się!!! – Jej twarz rozpromieniła się.

Pocałowała mnie i mocno uścisnęła.

AŁA! – Krzyknąłem.

Cholera, bolało mnie naprawdę mocno. Czułem że mój kark jest
nadwyrężony. Tak samo moje plecy i prawe ramię.

Przepraszam. Wszystko w porządku? – Zuzanna nagle ode mnie
odskoczyła.

Tak, wszystko będzie dobrze. Boli mnie prawie wszystko.

Spojrzałem na żonę. Była tym, co ratowało każdą sytuację. Nie ma nic innego, na co wolałbym teraz patrzeć. Uśmiechnąłem się i powiedziałem:
Jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie.
Tak, oni też mi to mówią, mniej więcej sześćdziesiąt razy na dzień
każdy.

Nagle poczułem się zmieszany. Przypomniałem sobie co się stało. Zacząłem się rozglądać. Okazało się, że cała czwórka pasażerów razem z pilotem przeżyli awaryjne lądowanie. Zaczęli rozbijać obóz. Zbudowali prowizoryczny szałas w którym leżałem razem z Zuzanną. Udało im się przeżyć na prowiancie z samolotu, ale jedzenie powoli zaczynało się kończyć. Wyspa była dość długa. Udało im się znaleźć świeżą wodę i
chodzili po nią kilka razy na dzień.

Kapitan był dość poważnie ranny i prawie umarł. Cudem udało mu się
przeżyć. Dochodził do siebie, ale bardzo wolno. Dzięki Bogu poza nim
tylko ja byłem ranny. Pozostali pasażerowie zbierali drewno na opał i
wodę do picia. Znaleźli także sposób na łapanie ryb przez pułapki
zrobione z kamieni po drugiej stronie rzeki. Ci mężczyźni byli bardzo
pomysłowi. Z zewnątrz wyglądaliśmy jak zgrana grupa rozbitków która z
całych sił stara się przeżyć, jednak prawda była inna.

Wróciłem do siebie w kilka dni, starając się pomagać jak tylko byłem w
stanie. Sprawdziłem samolot i awaryjny nadajnik lokalizacyjny . Nie
działał. Zapytałem kapitana,a on oznajmił mi, że przestał działać tydzień
przed wylotem . Powiedział, że złożył zamówienie na nowy, ale firma
chciała zaoszczędzić i nie zrealizowała zamówienia.
Zacząłem rozmontowywać radio i pozostałą elektronikę żeby sprawdzić
czy będę w stanie jakoś nas uratować. Na to poświęcałem większość
mojego czasu. Wydawało mi się, że w ten sposób będę najbardziej
przydatny. Czułem, że nadchodzą kłopoty. Mimo, że Zuzanna przestała
flirtować z mężczyznami, oni nie przestali się nią interesować. Kilka razy
zauważyłem jak lustrują ją wzrokiem. Miała na sobie luźne ubrania, ale
nie nosiła stanika, a jej piersi podskakiwały z każdym krokiem.

Nie mogłem ich obwiniać że się gapili. Byli na morzu przez jakieś
osiemnaście miesięcy. Każdy z nich tęsknił do swojej kobiety, a Zuzanna
była jedyną w pobliżu. Taki stan rzeczy utrzymywał się przez jakiś czas.

Czułem się już naprawdę dobrze i zacząłem jeszcze bardziej przykładać
się do moich zadań. Podziękowałem im za to, że opiekowali się mną
kiedy byłem nieprzytomny, a szczególnie za opiekę nad Zuzanną.
Wszyscy szeroko się uśmiechnęli, kiedy wypowiedziałem jej imię.
Znalazłem sposób na to, żeby radio znowu zaczęło działać. Jednak
potrzebowałem trochę czasu i kilku narzędzi żeby to zrobić. Musiałem
naładować baterie i potrzebowałem znaleźć sposób na to, żeby prądnica
zaczęła działać.

Jak już wspomniałem, mężczyźni byli bardzo zaradni i udało im się
sklecić ustrojstwo które miało szansę zadziałać. Zbudowanie tego zajęło
jednak trochę czasu. Zuzanna wałęsała się po plaży, ignorując
zagrożenia które na nią czyhały. Byłem w naszym małym szałasie,
powiedziałbym nawet że zaczynał przypominać chatkę. Postawiliśmy ją
w naszym wolnym czasie. Każdy wybudował swoją, żeby mieć odrobinę
prywatności. Zaczęliśmy się w niej kochać jak tylko skończyliśmy ją
budować.

Zuzanna przyszła do chatki z przerażeniem wypisanym na twarzy. Nie
ma szans, żeby ktokolwiek był w stanie zagrać takie przerażenie jakie
wtedy czuła. Spojrzała na mnie… Ja…Ja jestem…Jestem ich…
Uspokój się skarbie. – Powiedziałem, próbując pomóc się jej opanować. Trzęsła się w moich ramionach. Po chwili się rozpłakała.

Oni mnie zgwałcą…

O autorze

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *